The Ordinary – recenzja kosmetyków kultowej marki The Ordinary

Czy zastanawiałyście się kiedyś, jak to jest z kosmetykami The Ordinary? Wiadomo, że mają opinię kultowych, czy jednak rzeczywiście warto porzucić na ich rzecz swoich dotychczasowych ulubieńców? Ja postawiłam sobie takie pytanie i postanowiłam przetestować kilka rozwiązań polecanych na innych blogach. Jaki jest mój dzisiejszy stosunek do tych produktów? Zapraszam do lektury!

Wyjątkowe The Ordinary

Jeszcze zanim opiszę Wam moje osobiste doświadczenia, chciałabym rozprawić się z samym przekonaniem o wyjątkowości marki The Ordinary. Jeśli zastanawiacie się nad tym, co sprawia, że mówimy o kosmetykach tak chętnie polecanych, z pewnością mogę zwrócić Wam uwagę na ich skład. To nie tylko kosmetyki wolne od parabenów, alkoholu i oleju mineralnego, ale i produkty wegańskie. Receptury są na tyle krótkie, że z pewnością przypadną do gustu nawet tym osobom, którym wrażliwa skóra w szczególny sposób daje się we znaki.

Nie tylko receptura kosmetyków The Ordinary przypadła mi jednak do gustu. Zachwyciło mnie także stężenie substancji aktywnych. Każda z nas z pewnością zna produkty reklamowane nazwą popularnej substancji aktywnej, w których jej stężenie jest niższe niż 0,1%. Niestety, chyba każda z nas, przynajmniej raz, zorientowała się dopiero po pewnym czasie, że tak jest. Wydanie pieniędzy na kosmetyk skuteczny tylko w teorii zawsze boli, doceniam więc to, że The Ordinary nie postępuje tak nieuczciwie.

Na końcu wypada wspomnieć o cenach kosmetyków sygnowanych tym znakiem firmowym. Przez pewien czas nie interesowałam się nimi przekonana o zaporowości ich cen. Jeśli miałyście podobne przekonania, zweryfikujcie je. Przeważnie za dobry kosmetyk zapłacimy mniej niż 50 PLN. Nie jest to na pewno cena wygórowana.

AHA 30% + BHA 2% Peeling Solution (Peeling kwasowy AHA 30% + BHA 2%)

Jeśli któryś z kosmetyków The Ordinary ma zostać ze mną na dłużej, z pewnością będzie to peeling kwasowy nazywany też krwawym peelingiem. Składa się na niego ciekawe połączenie kwasu cytrynowego, mlekowego, glikolowego i winowego oraz kwasu salicylowego. Produkt jest reklamowany jako rozwiązanie redukujące defekty skórne, w tym nie tylko zmarszczki, ale również przebarwienia. Obecna w jego składzie witamina B5 przyczynia się dodatkowo do regeneracji naskórka.

Moje osobiste doświadczenia są jak najbardziej pozytywne. Szybko uporałam się z warstwą naskórka, a po kilku razach mogłam zauważyć też poprawę ogólnego postrzegania skóry. Ta stała się przynajmniej odrobinę bardziej elastyczna, co skłania mnie do kontynuowania przygody z peelingiem. Kosmetyk jest promowany jako regulujący pracę gruczołów łojowych i rzeczywiście, nie zauważyłam pojawienia się kolejnych wyprysków, co nie jest u mnie wcale takie oczywiste, gdy stosuję nowe kosmetyki.

RETINOL 1%

Kontakt z serum The Ordinary nie był już w moim przypadku równie satysfakcjonujący. Nie mam żadnych zastrzeżeń, co do jego skuteczności, ale sporo wysiłku wymagało ode mnie samo wykorzystanie kosmetyku w praktyce. Jego konsystencja miejscami doprowadzała mnie do szału. Pozostanę z pewnością przy Basiclab 0,5% – serum nie tylko łatwiejszym w użyciu, ale również, w moim przekonaniu, skutecznym w działaniu.

MINERAL UV FILTERS

Piękna pogoda skłoniła mnie do przetestowania filtra mineralnego z kolekcji The Ordinary i również ten kosmetyk (podobnie jak serum z Retinolem), wywołał u mnie mieszane uczucia. Jego skład zachęca do testowania. Mamy tu nie tylko kwas hialuronowy, ale również alantoinę o łagodzącym działaniu oraz kompleks lipidów. Kosmetyk posiada jednak wady większości tego typu rozwiązań. Bieli, przez co nie wygląda naturalnie, a i samo jego rozsmarowywanie jest wyzwaniem, któremu trudno sprostać. Mój ulubiony żel Holika Holika SPF 50 wyszedł więc zwycięsko z tej konfrontacji.

Dodaj komentarz